Południe Serbii

Dzisiaj kolejny poranek bez nastawionych budzików. Z Gučy kierujemy się na południe, a po drodze mamy w planach kilka ciekawy miejsc do zobaczenia.

I tym razem słońce nie pozwala nam długo pospać
Wyprawa w poszukiwaniu porannej toalety
Kacper pierwszy w "łazience"
Na ciemnej masce naszego auta skutecznie grzała się woda do prysznica
Pora na śniadanko
Karol zabiera się również za krótki serwis zamka do drzwi
fot. Ewa i Paweł
Przed ruszeniem w drogę łąka wygląda jak pobojowisko, na każdym kroku coś się poniewiera
fot. Ewa i Paweł
Około godziny 12 wyruszamy z Gučy drogą nr 117 na południe
fot. Ewa i Paweł
Za oknem przepiękne widoki malowniczych zboczy
fot. Ewa i Paweł
Ponad 80% Serbów jest wyznania prawosławnego, stąd liczne cerkwie w mijanych przez nas miejscowościach
fot. Ewa i Paweł

W  jednym z większych miasteczek kolejny raz poszukujemy wulkanizatora, Karol ma bowiem problemy z prowadzeniem samochodu przy większych prędkościach i podejrzewa, że koła na przedniej osi muszą zostać na nowo wyważone.

Dodatkowo nasza zapasowa dętka, zmieniona w pierwszy dzień w Serbii, puszcza powietrze, więc również mamy zadanie dla wulkanizatora.

Razem z Karolem parkujemy na podjeździe i postanawiamy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu
fot. Ewa i Paweł
Panowie zabierają się za ściąganie kół z przodu, ja demontuje zapas z tylnej klapy i wulkanizatorzy wkraczają do akcji
fot. Ewa i Paweł
Karol przyjmuje barwy bojowe
Okazuje się, że przyczyną problemów ze sterownością są łożyska w piastach
fot. Ewa i Paweł
Od strony pasażera wymieniamy łożysko, od strony kierowcy udaje się skasować luzy po dociągnięciu kluczem
Sympatyczny Serb podlicza nas tak jak za zwykłą wymianę koła, czyli w przybliżeniu 15zł
fot. Ewa i Paweł
Po około pół godzinie ruszamy w dalszą drogę
fot. Ewa i Paweł
Krótka przerwa na zebranie się do kupy, bo leśne serpentyny trochę rozciągnęły naszą kolumnę
W okolicach miejscowości Ivanjica odbijamy w drogę nr 116, która prowadzi po obrzeżach Parku Narodowego Golija
Dojeżdża Karol, sprawdzamy jeszcze szybko luzy kół z przodu i można ruszać dalej

Znajdujemy się w paśmie Gór Dynarskich, a dokładnie w ich kontynentalnej części, która obfituje w lasy bukowe i sosnowe, ale można spotkać też tutaj wiele jodeł i świerków. Na uwagę zasługuje również fauna, na obszarach górskich żyją niedźwiedzie i wilki, a prawie wszędzie można spotkać jelenie, kozice czy dzikie świnie.

To właśnie w górach Dynarskich znajduje się pasmo Golija, od którego wziął nazwę park narodowy, na jego obszarze znajduje się najwyższy szczyt Jankov Kamen o wysokości 1883m.

Droga pełna jest zakrętów i prowadzi głównie po zboczach i w dolinach
fot. Ewa i Paweł
Docieramy do pierwsze atrakcji tego dnia, parkujemy auta i udajemy się na krótki spacer

Na obrzeżach parku narodowego odnajdujemy średniowieczny klasztor prawosławny z Cerkwią Zaśnięcia Bogurodzicy, którego budowa rozpoczęła się pod koniec XII w. To właśnie w 1183r. Stefan Nemanja zapragnął zbudować tu kościół. Po swojej abdykacji stał się mnichem, a po jego śmierci budowę kompleksu dokończyli jego synowie.

Jest to jeden z największych i najbogatszych monastyrów prawosławnych w Serbii i obowiązkowy punkt wycieczki jeśli jest się w okolicy. Całość została wpisana na list światowego dziedzictwa UNESCO w 1986r.

Taki obraz można zobaczyć zaledwie kilka kroków od parkingu
Szybko przekraczamy progi kompleksu
fot. Ewa i Paweł
Wejście prowadzi przez główną wieżę, która pełniła niegdyś funkcję obronną

Tuż przy wejściu, z prawej strony od wieży zobaczymy rezydencję klasztornych mnichów, która została zbudowana w XVIII w. Obecnie znajduje się tu dużo wystaw i muzeum ze zbiorami i skarbami pochodzącymi ze Studenicy. Należy wspomnieć, że liczne wojny i grabieże w przeciągu wieków znacznie uszczupliły ilość pamiątek po tym miejscu.

Budynek odbiega nieco stylem od zbudowanych tu wcześniej świątyń
Tak przedstawia się panorama kilka kroków po przekroczeniu bramy klasztoru

Kamienna ścieżka prowadzi nas wprost do narteksu, czyli krytego przedsionka na przedniej ścianie kościoła, który zbudowano około 1235r. na rozkaz króla Radoslava.

Wejście i portal nad nim wraz z oknami wykonane są z białego marmuru, ściany zaś z bloczków tufu wulkanicznego, lekkiej, zwięzłej, porowatej skały osadowej, którą znaleźć można na pobliskich wzgórzach.

Mówi się, że cerkiew Bogurodzicy jest cerkwią-matką dla wszystkich innych świątyń w Serbii
Na zdjęciu wykonanym z boku dokładnie widać cerkiew wykonaną z białego marmuru i dobudowany narteks z tufu

Przestępujemy zatem próg tego świętego miejsca i od razu w oczy rzuca się biały marmur, z którego właśnie wykonana jest cała świątynia poza nartexem.

Znawcy doszukają się tutaj bardzo harmonijnego połączenia stylów architektury romańskiej i bizantyjskiej, w wyniku tej kombinacji narodził się nurt w architekturze, rzeźbie i malarstwie zwany szkoła raszkańską. Klasztor jest jednym z najstarszych zabytków tej szkoły na świecie.

W portalu podczas przechodzenia z narteksu do nawy głównej, zobaczymy Świętą Dziewicę Marię otoczoną aniołami

Na największą uwagę we wnętrzu zasługują freski, które powstały po utworzeniu budowli w pierwszej dekadzie XIII w. Od kilku lat trwają prace nad przywróceniem ścianom ich dawnego wyglądu, wprost na oczach turystów malowidła są uzupełniane i odmalowywane.

W  XVII w. miejsce to nawiedziło silne trzęsienie ziemi, które wraz z pożarem przyczyniło się do największych zniszczeń we wnętrzach klasztoru. Poza stratami w postaci zniszczonych malowideł, spaliła się także dokumentacja i ilustracje z czasów projektowania dzieł naściennych. Niestety wygląd niektórych ścian, a w szczególności sufitów został stracony na zawsze.

Studenica jest swoistą nekropolią dynastii Nemanjić, wizerunki kolejnych władców można odnaleźć na malowidłach tuż obok świętych
Tematem pracy były także liczne sceny z życia Chrystusa jak chociażby ostatnia wieczerza, czy ukrzyżowanie
Wnętrze rozświetla się tu jeszcze świecami
Opuszczamy cerkiew zapalając jeszcze nasz władny mały płomyk

Tuż nieopodal znajduje się kolejny ciekawy obiekt należący do kompleksu, a mianowicie mały jednonawowy kościółek św. Mikołaja. To w nim jako pierwsi pracę nad freskami zaczęli greccy artyści-malarze na początku XII w.

Budowlę tworzy również biały marmur oraz tufowa kopuła pomalowana na czerwono

Greccy malarze Michael and Eutychios tworzyli już od dłuższego czasu w serbskich świątyniach, głównie cykle biblijne. Mówi się, że dopiero w Studenicy pod koniec życia dali wyraz swojej perfekcji i kunsztowi. Widać to w dużej mierze w różnorodności form twarzy, zdumiewającej dokładności gry cieni i światła.

Był to ogromny skok w sztuce bizantyjskiej. Artystów greckich zalicza się do grona wybitnych już w tamtych czasach takich malarzy włoskich jak Cimabue, Duccio czy Giotto.

Mała kaplica robi ogromne wrażenie, można sobie tylko wyobrazić jak wyglądało wnętrze za czasów nieskazitelnych fresków
Podobnie jak w cerkwi, tutaj również prowadzi się daleko posunięte prace konserwatorskie
Przyglądają się bliżej można dostrzec perfekcyjnie ujętą grę światła, na skórze czy szatach przedstawionych postaci
Mały ołtarz przedstawia m.in. medaliony dwunastu apostołów i dużą tarczę z wizerunkiem ostatniej wieczerzy

Po wschodniej stronie znajdują się kolejne budynki klasztorne, które powstały za czasów arcybiskupa Sava na początku XIII w. Są zbudowane z kamieni i gruzu i skrywają m.in. dzwonnice i refektarz, była tam również mała kaplica wykorzystywana przez mnichów.

Tak wyglądały niegdyś pierwsze budynki mieszkalne mnichów

Refektarz, czyli wielka sala służąca głównie jako jadalnia z wieloma wejściami i jasno oświetlona dużymi oknami, była również ozdobiona licznymi freskami, po których zostały jedynie fragmenty.

Dzisiaj przy dzwonnicy mieści się mały sklepik z pamiątkami, pozostałe pomieszczenia są zamknięte dla zwiedzających

Na koniec robimy spacer dookoła cerkwi, cały obiekt otoczony jest murem na planie koła o średnicy około 115m.

Całość góruje nad wioskami położonymi nieco niżej w dolinach
fot. Ewa i Paweł
Na murach spotkać można liczne jaszczurki, które wygrzewają się w słońcu
Opuszczamy monastyr, jednak warto tu wracać, chociażby aby sprawdzić jak pięknieje pod wypływem prac konserwatorskich
Przy autach spotykamy kolejnego małego przybysza z okolicznych krzaków
Sympatyczny lekko rudy kotek aż się prosił o zabranie go ze sobą

Ruszamy do oddalonych nieopodal ruin zamku Maglić. Przy skrzyżowaniu dróg 116 i 22 należy przejechać około 20km na północ w kierunku Kraljewa, aby tuż przy drodze natknąć się na pozostałości grodu, który wzosi się nad okolicą.

Jadąc na północ wzdłuż rzeki Ibru nie da się przeoczyć tego obiektu
fot. Ewa i Paweł

Zamek położony jest wysoko na wzgórzu, a fortecę wzniósł arcybiskup Daniel II, aby sprawować kontrolę nad podległym mu wówczas rejonem i doliną rzeki Ibru.

Niestety do dnia dzisiejszego zachowały się jedynie ruiny, z których można wyróżnić 8 baszt połączonych murem. Całość można zwiedzać na własną rękę, bo dostęp do obiektu jest nieograniczony, należy odszukać ścieżkę z mostkiem, przedostać się na drugą stronę rzeki i zdobyć szczyt.

My z powodu późnych godzin popołudniowych nie zdecydowaliśmy się zbadać bliżej tego miejsca
fot. Ewa i Paweł

Po "zdobyciu" zamku wracamy na południe. W miejscu gdzie rzeka Studenica wpada do Ibru znajduje się zajazd "Krym", a zaraz za nim wąska droga prowadzi na małą polankę pod mostem, gdzie można w spokoju zjeść obiad z dostępem do wody w strumieniu.

Malutka karczma też pewnie oferowała swoje przysmaki, my jednak woleliśmy przyrządzić coś swojego
fot. Ewa i Paweł
Polna dróżka doprowadzi nas prawie pod samą rzekę
fot. Ewa i Paweł
Wpadająca do Ibru dużo mniejsza Studenica ma swoje źródło nieopodal w parku narodowym
fot. Ewa i Paweł
Polanka mieści wszystkie nasze auta i jest jeszcze sporo miejsca
fot. Ewa i Paweł
Prawie pod mostem zaczynamy obiadować
fot. Ewa i Paweł
Po chwili mamy już bogato zastawione stoły
fot. Ewa i Paweł
W takich okolicznościach przyrody, z szumem wody, rozleniwiliśmy się ponad godzinkę
fot. Ewa i Paweł
Spotkaliśmy również Niemca, który nocował w karczmie na górze i pieszo z Bawarii kieruje się do Izraela na Boże Narodzenie
fot. Ewa i Paweł
Karol ostatecznie wygrywa tu walkę z zamkiem w drzwiach, sprawdzony patent na zawiązanie i pociąganie sznurka zawsze działa
fot. Ewa i Paweł

Po posiłku ruszamy w kierunku miejscowości Kursumlija, w której okolicach znajdują się "Davolja varos", czyli diabelskie skały. Udaje nam się tam dotrzeć już po zmroku, więc będą one bohaterami kolejnego etapu nasze podróży.

Tego popołudnia mamy jeszcze przygodę z dokuczliwym stukaniem osi tylnej u Karola i ze zjawiskiem propagacji, której można było na własne uszy doświadczyć w aucie Ewy i Pawła. Udało się bowiem nawiązać kontakt z serwisem CB radia w wielkopolsce i dobrze się porozumieć, obie strony były tym ogromnie zaskoczone.

Krótki postój i Karol sprawdza co tam stuka w kołach
Rozbijamy się niemal pod bramami wejścia na teren "Davolja varos", a Pan gaszący światła zaprasza nas do kasy od 9 rano
fot. Ewa i Paweł